poniedziałek, 30 grudnia 2013

LIAR Part.XII



*oczami Perrie*
Pewnym krokiem szłyśmy w kierunku Harry’ego gadającego z jakąś blondi niedaleko wyjścia ze szkoły. Umówiłyśmy się, że nie cofniemy się przed niczym. Wszystko dla dobra i szczęścia Jade.
-A teraz panią żegnamy- powiedziałam i skierowałam dziewczyną do wyjścia. Protestowała ale miałam to głęboko w dupie.
-O co wam chodzi?- odezwał się Harry.
-Oto, jak potraktowałeś Jade. Wiesz jak ona się teraz czuje?  Bardzo łatwo ją zranić a ty to zrobiłeś!- krzyknęłam i ledwo się powstrzymałam, żeby nie przyłożyć mu w tą piękną twarzyczkę. Chwila, chwila co? Jaką piękną? Teraz to ja go mam nienawidzić! Ale rzeczywiście był ładny. Przestań! Masz Zayna! Coooo? Nie no Perold, teraz to twoja podświadomość dojebała. Jaki Zayn? Nie!
-Ty podstępny gnoju!-krzyknęła Jesy i spoliczkowała go. Wow, ostro. Jessminda się wyrobiła.
-Dacie mi coś powiedzieć? Czy tylko będziecie mnie bić- i tu spojrzał na Jesy- oraz krzyczeć-wzrok na mnie.
-Gadaj!-warknęła Jess. Jezu, boję się jej.
-Jade zachowywała się chamsko do mnie gdy ty Perrie byłaś w pobliżu.-powiedział.
-To nie jest powód, żeby tak ją traktować? Wiesz jak ona cierpi? Kocha cię. Rozumiesz kocha!- odparłam dużo spokojniej niż Jesy.
-Też ją kocham.- odezwał się po chwili.
-To do cholery idź i jej to powiedz!-krzyknęła Jesy. Chłopak powiedział, że zaprosi Jadey na kolację i wszystko sobie wyjaśnią, po czym zniknął.
-Ostra byłaś.- uśmiechnęłam się do Jesy, gdy szłyśmy na dwór trzymając się za ręce jak prawdziwe przyjaciółki.
-Dzięki. Wkurzyłam się na tego loczka.-odparła i razem śmiejąc się poszłyśmy poszukać Jade.
Gdy wróciłam do domu zostałam powitana krzykami. Rodzice się kłócili. To do niech nie podobne. Na palcach udałam się na górę, żeby im nie przeszkadzać jednak zostałam zawołana przez ojca. To nie było raczej zawołanie, tylko warknięcie mojego imienia. Weszłam do kuchni i zobaczyłam Kaitlin płaczącą na kanapie i poddenerwowanych rodziców.
-Coś się stało?-zapytałam się zaciekawiona.
-Tak stało się.- warknął ojciec.
-Mogę wiedzieć co? Czemu ona płacze?-wskazałam na Kaitlin.
-Przekroczyłaś limit kart kredytowych o 500 funtów na każdej rozumiesz? Wiesz ile to jest?- krzyknął ojciec. Mama była chyba przestraszona jego wybuchami bo nic nie mówiła.
-Ale co to ma do Kaitlin?- ponowiłam pytanie.
-Ona przekroczyła limit na telefonie o 300 funtów.- powiedziała cicho mama.
-I to jest powód, żeby krzyczeć na mnie i doprowadzać ją do płaczu?-zapytałam wściekła.
-Tak. Bo gdyby w jej życiu nie pojawiła się Ashley a w twoim Elena byłybyście normalnymi córkami!- krzyknął wściekły. Wtem do akcji włączyła się moja siostra.
-Nie obwiniaj Ashley! Nienawidzę cię!-krzyknęła i zapłakana pobiegła na górę.
-Jak śmiesz? Jak śmiesz mówić, że to przez Elenę zaczęłam tyle wydawać? Ona nie żyje! Należy się jej szacunek! Została zamordowana to nie był jej wybór. I wiesz co? Kaitlin miała w czymś rację. Nienawidzę cię! A ty nic nie powiesz?- zwróciłam się do mamy.
-Ojciec ma rację.- powiedziała.
-To teraz nienawidzę was obu!- krzyknęłam i czym prędzej pobiegłam do pokoju. Zamknęłam drzwi i od razu zaczęłam płakać. Zobaczyłam moją siostrę na balkonie, która bardzo głośno szlochała. Wtem o czymś sobie przypomniałam. Przecież mam mieszkanie po babci! Należy do mnie i tylko ja mam klucze. Przecież nie mogę tutaj zostać.
-Czy ty też masz ochotę uciec z domu?-odezwała się Kaitlin i weszła z powrotem do mojego pokoju.
-Ja właśnie to robię.- powiedziałam i zaczęłam pakować najpotrzebniejsze rzeczy. Mieszkanie było już urządzone według mojego pomysłu, były już tam ubrania, rzeczy nawet jedzenie. Było gotowe do mieszkania w nim od zaraz. Miałam przeprowadzić się tam na 18 urodziny.
-Gdzie chcesz pójść?-zapytała zdziwiona.
-Mieszkanie po babci. Rodzice kompletnie o nim zapomnieli. Jest moje, mam klucze. Tam pojadę.- odpowiedziałam i zamykałam swoją torbę.
-Zabierz mnie ze sobą!- popatrzyłam mi głęboko w oczy.-Proszę!- uklękła przede mną i zaczęła błagać. Zastanawiałam się chwilę.
-Dobra. Idź spakuj najpotrzebniejsze rzeczy. Masz najwyżej 10 minut.- odparłam. Młoda mi podziękowała i pognała prędko do swojego pokoju.
Punktualnie po 10 minutach weszła do mnie.
-Jestem gotowa. Mam wszystko. – odezwała się.
-Dobrze. Idziemy, ale masz być cicho, żeby nas nie przyłapali.- odparłam i ruszyłam do schodów. Wyjście nie sprawiło nam żadnych problemów. Rodziców nie było na dole. Wsiadłyśmy do mojego auta i jak najszybciej odjechałyśmy z czegoś co kiedyś nazywałam domem z cudownymi rodzicami…

*oczami Jesy*
Czekałam ubrana w piękną, małą czarną w restauracji na Justina. Zobaczyłam jego cudną twarz kilka minut później. Aż zarumieniłam się z wrażenia.
-Cześć Jesy.- powiedział i uśmiechnął się do mnie.
-Cześć Jus.- wstałam i zostałam obdarowana długim i namiętnym buziakiem w moje czerwone usta. To już nasza druga randka.
-Proponuję, żebyśmy przeszli się po parku. Będzie romantyczniej niż w restauracji. Co ty na to?-zapytał po chwili.
-Jasne. Też tak myślę.-odpowiedziałam i razem z chłopakiem wyszliśmy z budynku. Spacerowaliśmy uliczkami co jakiś czas skradając sobie pocałunki. Rzeczywiście było bardzo romantycznie.
-Może usiądziemy?- odezwał się po chwili Justin, na co chętnie się zgodziłam.
-Cieszę się, że cię poznałem.- powiedział po bardzo długiej chwili.
-Ja też. Bardzo. Wypuściliście już Lee?-zapytałam.
-Tak, ale ordynator wezwał mamę a nie was.- odpowiedział. –Ale  nie gadajmy o pracy.- powiedział i przysunął się do mnie. Zbliżył swoje usta do moich i najpierw delikatnie zaczął je całować. Jednak z każdą sekundą stawał się bardziej nachalny. W końcu zaczął pchać się na mnie, w efekcie czego musiałam położyć się na ławce. Nie odrywając ust od moich zaczął podciągać moją sukienkę do góry. Byłam przestraszona. Nie chciałam tego robić z nim na drugiej randce w dodatku w parku. Zaczęłam się wyrywać i krzyczeć. Jednak jego pocałunki mnie uciszały. Wtem przyszło do mnie zbawienie.
-Nie słyszałeś co do ciebie powiedziała? Puść ją!-warknął Liam i odciągnął Justina ode mnie. Przywalił mu z całej siły w nos, aż ten upadł. Byłam roztrzęsiona. Liam otulił mnie swoją kurtką i zaprowadził do swojego samochodu. Nie wiem czemu Justin to zrobił, ale byłam pewna jednego. Dalej kocham Liama…

_________________________
Eloszki wam! Jak reakszyn? Ha! Nie spodziewaliście się czegoś takiego! hyhy xD
Rozmawiają owoce egzotyczne:
-Jestem kiwi, co każdego ożywi!
-Jestem cytryna, lubi mnie cała rodzina!
-Jestem marakuja i...ten teges... nooo... nie wiem co powiedzieć 
lolz :D
INFO! TO JEST PRZEDOSTATNI ROZDZIAŁ 2 CZĘŚCI DREAMS!!! TAK,TAK BĘDĘ PISAĆ 3 CZĘŚĆ! :)
Ostatni rozdział pojawi się w środę wieczorem albo w czwartek! Liczę na 6 kom :)
Żegnam!
CZYTASZ=KOMENTUJESZ!

8 komentarzy:

  1. Liam przyfandzolił mojemu Justinkowi w nos, biednyy. Ale też zły... Kurde, przez cb mam mętlik w głowie....

    OdpowiedzUsuń
  2. Zarąbiste ciekawe czy spotka się z Zaynem w tym domu hmm ;3

    OdpowiedzUsuń
  3. Liam is hero! A tak serio to Justin chyba nie chcial serio robic tego w parku prawda? To takie.... dziwne o_O. Zastanawia mnie kim jest Ashley i Elena ...hm...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ashley-to najlepsza przyjaciółka Kaitlin
      Elena-kuzynka Perrie, która została zamordowana, było o niej trochę w poprzednich rozdziałach, wszystko wyjaśni się w następnym rozdziale.

      Usuń
  4. Ooooooo ja cie !! :))
    Rozwalił mnie dialog Pezz z samą sobą haha no i Jesy na randce
    Little Black Dress just walk into the room ...
    Ooww no i LIAŚ BATMAN RATUJE KOBIETY Z OPRESJI
    Haha lolz do następnego ;3
    + nominowałam twojego bloga do Liebster Award, więcej informacji na moim blogu fanfiction-zerrie.blogspot.com ;))

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetne ! *.* nie mogę doczekać się next'u ;3 ta rozmowa z Harry'm :DD Jesy jaka agresywna XDD :D

    OdpowiedzUsuń