poniedziałek, 30 grudnia 2013

LIAR Part.XII



*oczami Perrie*
Pewnym krokiem szłyśmy w kierunku Harry’ego gadającego z jakąś blondi niedaleko wyjścia ze szkoły. Umówiłyśmy się, że nie cofniemy się przed niczym. Wszystko dla dobra i szczęścia Jade.
-A teraz panią żegnamy- powiedziałam i skierowałam dziewczyną do wyjścia. Protestowała ale miałam to głęboko w dupie.
-O co wam chodzi?- odezwał się Harry.
-Oto, jak potraktowałeś Jade. Wiesz jak ona się teraz czuje?  Bardzo łatwo ją zranić a ty to zrobiłeś!- krzyknęłam i ledwo się powstrzymałam, żeby nie przyłożyć mu w tą piękną twarzyczkę. Chwila, chwila co? Jaką piękną? Teraz to ja go mam nienawidzić! Ale rzeczywiście był ładny. Przestań! Masz Zayna! Coooo? Nie no Perold, teraz to twoja podświadomość dojebała. Jaki Zayn? Nie!
-Ty podstępny gnoju!-krzyknęła Jesy i spoliczkowała go. Wow, ostro. Jessminda się wyrobiła.
-Dacie mi coś powiedzieć? Czy tylko będziecie mnie bić- i tu spojrzał na Jesy- oraz krzyczeć-wzrok na mnie.
-Gadaj!-warknęła Jess. Jezu, boję się jej.
-Jade zachowywała się chamsko do mnie gdy ty Perrie byłaś w pobliżu.-powiedział.
-To nie jest powód, żeby tak ją traktować? Wiesz jak ona cierpi? Kocha cię. Rozumiesz kocha!- odparłam dużo spokojniej niż Jesy.
-Też ją kocham.- odezwał się po chwili.
-To do cholery idź i jej to powiedz!-krzyknęła Jesy. Chłopak powiedział, że zaprosi Jadey na kolację i wszystko sobie wyjaśnią, po czym zniknął.
-Ostra byłaś.- uśmiechnęłam się do Jesy, gdy szłyśmy na dwór trzymając się za ręce jak prawdziwe przyjaciółki.
-Dzięki. Wkurzyłam się na tego loczka.-odparła i razem śmiejąc się poszłyśmy poszukać Jade.
Gdy wróciłam do domu zostałam powitana krzykami. Rodzice się kłócili. To do niech nie podobne. Na palcach udałam się na górę, żeby im nie przeszkadzać jednak zostałam zawołana przez ojca. To nie było raczej zawołanie, tylko warknięcie mojego imienia. Weszłam do kuchni i zobaczyłam Kaitlin płaczącą na kanapie i poddenerwowanych rodziców.
-Coś się stało?-zapytałam się zaciekawiona.
-Tak stało się.- warknął ojciec.
-Mogę wiedzieć co? Czemu ona płacze?-wskazałam na Kaitlin.
-Przekroczyłaś limit kart kredytowych o 500 funtów na każdej rozumiesz? Wiesz ile to jest?- krzyknął ojciec. Mama była chyba przestraszona jego wybuchami bo nic nie mówiła.
-Ale co to ma do Kaitlin?- ponowiłam pytanie.
-Ona przekroczyła limit na telefonie o 300 funtów.- powiedziała cicho mama.
-I to jest powód, żeby krzyczeć na mnie i doprowadzać ją do płaczu?-zapytałam wściekła.
-Tak. Bo gdyby w jej życiu nie pojawiła się Ashley a w twoim Elena byłybyście normalnymi córkami!- krzyknął wściekły. Wtem do akcji włączyła się moja siostra.
-Nie obwiniaj Ashley! Nienawidzę cię!-krzyknęła i zapłakana pobiegła na górę.
-Jak śmiesz? Jak śmiesz mówić, że to przez Elenę zaczęłam tyle wydawać? Ona nie żyje! Należy się jej szacunek! Została zamordowana to nie był jej wybór. I wiesz co? Kaitlin miała w czymś rację. Nienawidzę cię! A ty nic nie powiesz?- zwróciłam się do mamy.
-Ojciec ma rację.- powiedziała.
-To teraz nienawidzę was obu!- krzyknęłam i czym prędzej pobiegłam do pokoju. Zamknęłam drzwi i od razu zaczęłam płakać. Zobaczyłam moją siostrę na balkonie, która bardzo głośno szlochała. Wtem o czymś sobie przypomniałam. Przecież mam mieszkanie po babci! Należy do mnie i tylko ja mam klucze. Przecież nie mogę tutaj zostać.
-Czy ty też masz ochotę uciec z domu?-odezwała się Kaitlin i weszła z powrotem do mojego pokoju.
-Ja właśnie to robię.- powiedziałam i zaczęłam pakować najpotrzebniejsze rzeczy. Mieszkanie było już urządzone według mojego pomysłu, były już tam ubrania, rzeczy nawet jedzenie. Było gotowe do mieszkania w nim od zaraz. Miałam przeprowadzić się tam na 18 urodziny.
-Gdzie chcesz pójść?-zapytała zdziwiona.
-Mieszkanie po babci. Rodzice kompletnie o nim zapomnieli. Jest moje, mam klucze. Tam pojadę.- odpowiedziałam i zamykałam swoją torbę.
-Zabierz mnie ze sobą!- popatrzyłam mi głęboko w oczy.-Proszę!- uklękła przede mną i zaczęła błagać. Zastanawiałam się chwilę.
-Dobra. Idź spakuj najpotrzebniejsze rzeczy. Masz najwyżej 10 minut.- odparłam. Młoda mi podziękowała i pognała prędko do swojego pokoju.
Punktualnie po 10 minutach weszła do mnie.
-Jestem gotowa. Mam wszystko. – odezwała się.
-Dobrze. Idziemy, ale masz być cicho, żeby nas nie przyłapali.- odparłam i ruszyłam do schodów. Wyjście nie sprawiło nam żadnych problemów. Rodziców nie było na dole. Wsiadłyśmy do mojego auta i jak najszybciej odjechałyśmy z czegoś co kiedyś nazywałam domem z cudownymi rodzicami…

*oczami Jesy*
Czekałam ubrana w piękną, małą czarną w restauracji na Justina. Zobaczyłam jego cudną twarz kilka minut później. Aż zarumieniłam się z wrażenia.
-Cześć Jesy.- powiedział i uśmiechnął się do mnie.
-Cześć Jus.- wstałam i zostałam obdarowana długim i namiętnym buziakiem w moje czerwone usta. To już nasza druga randka.
-Proponuję, żebyśmy przeszli się po parku. Będzie romantyczniej niż w restauracji. Co ty na to?-zapytał po chwili.
-Jasne. Też tak myślę.-odpowiedziałam i razem z chłopakiem wyszliśmy z budynku. Spacerowaliśmy uliczkami co jakiś czas skradając sobie pocałunki. Rzeczywiście było bardzo romantycznie.
-Może usiądziemy?- odezwał się po chwili Justin, na co chętnie się zgodziłam.
-Cieszę się, że cię poznałem.- powiedział po bardzo długiej chwili.
-Ja też. Bardzo. Wypuściliście już Lee?-zapytałam.
-Tak, ale ordynator wezwał mamę a nie was.- odpowiedział. –Ale  nie gadajmy o pracy.- powiedział i przysunął się do mnie. Zbliżył swoje usta do moich i najpierw delikatnie zaczął je całować. Jednak z każdą sekundą stawał się bardziej nachalny. W końcu zaczął pchać się na mnie, w efekcie czego musiałam położyć się na ławce. Nie odrywając ust od moich zaczął podciągać moją sukienkę do góry. Byłam przestraszona. Nie chciałam tego robić z nim na drugiej randce w dodatku w parku. Zaczęłam się wyrywać i krzyczeć. Jednak jego pocałunki mnie uciszały. Wtem przyszło do mnie zbawienie.
-Nie słyszałeś co do ciebie powiedziała? Puść ją!-warknął Liam i odciągnął Justina ode mnie. Przywalił mu z całej siły w nos, aż ten upadł. Byłam roztrzęsiona. Liam otulił mnie swoją kurtką i zaprowadził do swojego samochodu. Nie wiem czemu Justin to zrobił, ale byłam pewna jednego. Dalej kocham Liama…

_________________________
Eloszki wam! Jak reakszyn? Ha! Nie spodziewaliście się czegoś takiego! hyhy xD
Rozmawiają owoce egzotyczne:
-Jestem kiwi, co każdego ożywi!
-Jestem cytryna, lubi mnie cała rodzina!
-Jestem marakuja i...ten teges... nooo... nie wiem co powiedzieć 
lolz :D
INFO! TO JEST PRZEDOSTATNI ROZDZIAŁ 2 CZĘŚCI DREAMS!!! TAK,TAK BĘDĘ PISAĆ 3 CZĘŚĆ! :)
Ostatni rozdział pojawi się w środę wieczorem albo w czwartek! Liczę na 6 kom :)
Żegnam!
CZYTASZ=KOMENTUJESZ!

sobota, 28 grudnia 2013

LIAR Part.XI



*oczami Zayna*
Z każdą upływającą sekundą nie wierzyłem, że Perrie zadzwoniła i chciała się spotkać. Co chwilę się szczypałem żeby sprawdzić czy to nie sen. Szedłem spokojnie w kierunku Złotej Alejki rozmyślając o Perrie. Kiedy dotarłem zobaczyłem ją siedzącą na ławce z dwiema kawami. Podszedłem do niej, ta gdy tylko mnie zauważyła podniosła się.
-Hej Zayn.- powiedziała i pięknie się do mnie uśmiechnęła.-Proszę to dla ciebie.
Napiłem się łyka. Moja ulubiona kawa.
-Skąd wiedziałaś, że lubię kawę z odtłuszczonym, sojowym mlekiem?-zapytałem się zdziwiony.
-Nie wiedziałam. Kupiłam bo ją uwielbiam.-odpowiedziała.- Mam koc w samochodzie, może usiądziemy na trawie. Jest piękny dzień.
-Dobry pomysł-odparłem i napiłem się łyka. Mmmmm pyszna.
-To ja po niego pójdę. Poczekaj tutaj.-powiedziała i ruszyła w stronę parkingu. Patrzyłem jak odchodzi. Miała na sobie czarny sweter z białymi kulkami i skórzaną spódniczkę. Minęło 5 minut. Zaczynałem się martwić. Kolejne 5 minut. Wstałem z ławki i wtedy ujrzałem ją zapłakaną zmierzającą w moją stronę.
-Co się stało?-zapytałem się kiedy do mnie podeszła. Dziewczyna nic nie powiedziała tylko wtuliła się mocno w mój tors. Zamknąłem ją w uścisku i usłyszałem, że ponownie zaczęła szlochać. Po kilku minutach stania odsunęła się ode mnie i spojrzała na mnie.
-Zmoczyłam ci koszulkę.- powiedziała cicho i lekko się uśmiechnęła.
-Nieważna koszulka, powiedz co się stało?-odparłem i otarłem jej mokre policzki.
-Poszłam po koc, zabrałam go z samochodu i wszystko było dobrze, ale po chwili pojawił się on.-powiedziała i ujrzałem, że łza spłynęła jej z oka, natychmiast ją wytarłem.
-Kto?-zapytałem i spojrzałem głęboko w jej niebieskie, piękne tęczówki.
-Josh.-odpowiedziała i spuściła głowę. Schyliłem się na odległość jej oczu i ponownie w nie spojrzałem.
-Zrobił ci coś?-zapytałem a moje pięści same zacisnęły się pod wpływem wewnętrznej wściekłości.
-Prosił żebym do niego wróciła, mówił, że to nie on na tym filmie i usiłował mnie pocałować ale mu uciekłam.-odparła smutnym głosem.
-Zabiję go jak go spotkam. Usiądziemy na tym kocu?-zapytałem. Pokiwała twierdząco głową i oddała mi koc. Rozłożyłem go i pomogłem jej usiąść.
-Przepraszam cię Zayn za to dzisiaj w szkole, za wszystko.- odezwała się i napiła się swojej kawy.
-Nie masz naprawdę za co.-odpowiedziałem i uśmiechnąłem się do niej.
-Postanowiłam się zmienić. Będę dla wszystkich miła, nawet jeśli kogoś nienawidzę. Zacznę zajmować się przyjaźnią, a nie ubraniami.- odezwała się po chwili.
-Skąd ta zmiana?-zapytałem i napiłem się ostatniego łyka kawy.
-To przez ten wypadek. Zrozumiałam co jest w życiu najważniejsze.-odpowiedziała i promiennie się do mnie uśmiechnęła.
Rozmawialiśmy z Perrie kilka godzin. Cudownie się bawiłem. Odwiozła mnie do domu i pożegnała buziakiem w policzek. Przyjacielskim jak stwierdziła, ale ja wolałbym innym…



 *oczami Jade*
Niechętnie wstałam z łóżka i zaczęłam się ubierać. Kto byłby szczęśliwy gdy musi iść do szkoły? Założyłam sukienkę w czarno-białe paski, do tego czarne baletki. Namalowałam dość wyrazistą kreskę eye-linerem, rzęsy pomalowałam tuszem a usta błyszczykiem. Weszłam do kuchni, w której urzędował mój ojciec z moją przyszłą macochą. Razem robili śniadanie. Zrobiło mi się niedobrze gdy ich razem zobaczyłam. Nienawidziłam jej. Uwiodła mojego ojca i rozkochała go w sobie. Oczywiście mój tatuś nie był bez winy. Tak bardzo chciałabym mieszkać z mamą, ale ona wyjechała do Francji pracować, zaraz po rozwodzie, dlatego musiałam zostać z ojcem.
-Cześć córeczko.-odezwał się ojciec.
-Daruj sobie.-odparłam. Wzięłam kanapkę z talerza i udałam się do wyjścia.
-Jade, zabierzesz Lucasa do szkoły?-zawołała za mną Danielle.
-Czym? Moja szkoła jest w inną stronę.-odparłam i trzaskając drzwiami wyszłam z domu. Jak ja jej nienawidzę! Gówno mnie obchodzi jej synalek i kto go zawiezie do szkoły. Ma 13 lat, może jechać sam. Ale nie, bo on jest malutki, ona się o niego boi bla, bla, bla. Ja jeździłam sama jak miałam już 10 lat.
Weszłam do szkoły i udałam się w kierunku mojej szafki. Po drodze zatrzymała mnie Cheryl ale ja ją olałam. Byłam wściekła a ona działa na mnie jak płachta na byka.
-Hej Jadey-przywitała mnie Jesy wraz z Perrie. Lee była jeszcze niestety w szpitalu.
-Hej kochane- odpowiedziałam i zaczęłam grzebać w szafce.
-Coś się stało?-zapytały jednocześnie
-Danielle i ojciec czyli to co zawsze. Co tam u was?-odparłam i przytuliłam się do nich.
-Spotkałam się wczoraj w parku z Zaynem. Dużo rozmawialiśmy i doszłam do wniosku, że powinnam się zmienić. Być milsza dla społeczeństwa. I zaprzyjaźniłam się trochę z Zaynem- powiedziała Pezz i uśmiechnęła się promiennie.
-To zajebiście!-krzyknęłam i przytuliłam się do niej. Zauważyłam, że z końca korytarza zmierza Zayn z Harrym.-Zayn idzie- powiedziałam- I niestety Harry też.
Pezza obróciła się i promiennie uśmiechnęła się do Zayna. Natomiast Harry jakby nigdy nic poszedł dalej.
-Hej Perrie. Co tam?- powiedział
-Cześć Zayn. U mnie dobrze. Dzięki za wczoraj.- odparła
-Zayn! Idziesz?- krzyknął Hazza z końca korytarza.
-Muszę lecieć.-odparł Zayn i pocałował Pezz w policzek.
-Awwwww-powiedziałyśmy z Jesy i przytuliłyśmy Perrie gdy tylko Zayn poszedł.
-To tylko przyjaciel.- odparła zawstydzona blondynka.
-Nie martw się, przejdzie mu- odezwała się Jesy. Wiedziałam, że chodzi jej o Harrego.
-Pogadam z nim. Musi zrozumieć, że nie rani się mojej najlepszej przyjaciółki.-powiedziała Perrie, gdy wchodziłyśmy do klasy.
-Pójdę z tobą. Niech już się boi- dodała Jesy i nagle zadzwonił dzwonek. Ehh…



-----------------------------------------
Eloszki!!!! Oto jest kolejny rozdział! jak reakszyn? pozytywne czy nie?
macie 2 zdjęcia, bo tak wyglądała Pezz na spotkaniu z Zenkiem (Zaynem) i Jade jak wyglądała w szkole.
-Córeczko, proszę nie chodź na dyskoteki codziennie bo ogłuchniesz.
-Nie, dziękuję już jadłam.
hyhy ja tak mam w domu xD
kolejny rozdział w poniedziałek ale najpierw 6 kom 
aaa i pod poprzednim rozdziałem było tylko 5 kom ale obiecałam to dodałam
rozdział dedykowany Natalii Nizioł za rozśmieszenie mnie wczoraj gdy źle się czułam i zgapiłam od cb Zenka, bo po prostu uwielbiam tą ksywę :D
CZYTASZ=KOMENTUJESZ!
PS: jest 2 rozdział na drugim blogu jak coś :D

czwartek, 26 grudnia 2013

LIAR Part.X




*oczami Jesy*
Skądś znam tego lekarza. Hmmm Justin Bieber. Nie przypomnę sobie teraz.
-Zapraszam panie do mojego gabinetu- odezwał się i wpuścił nas do swojego pokoju.
Rozsiadłyśmy się wygodnie na kanapach a mama Lee na krześle i czekałyśmy aż lekarz skończy wpisywać coś do karty mojej przyjaciółki.
-Powiesz nam co jest Lee?-zapytałam się- Przepraszam powie nam pan co jest Lee?
-Nie szkodzi. Jestem Justin.- podał nam wszystkim rękę i uśmiechnął się do mnie.- Lee bardzo mocno uderzyła się w głowę podczas tego wypadku. Nic innego jej się nie stało. Zatrzymamy ją na noc na wszelki wypadek. Jutro powinna być już w domu.
-Boże, jak dobrze- powiedziała matka Leigh-Anne. – Pójdę pożegnać się z moją córką , bo za 10 minut zaczynam zmianę. Dziękuję i do widzenia. – na pożegnanie uśmiechnęła się do wszystkich i wyszła.
Rozmawiałyśmy z Justinem dobrą godzinę. Wiele rzeczy się o nim dowiedziałyśmy. Był naprawdę miłym chłopakiem i poświęcił dla naszej trójki godzinę, podczas której powinien zajmować się pacjentami.
-Nie wyrzucą Cię z pracy za to, że godzinę już tu siedzimy?- odezwała się Perrie
-Nie, właśnie mam przerwę.- odparł i szeroko się uśmiechnął.
W końcu jednak postanowiłyśmy się zbierać.  Pożegnałyśmy się z Justinem i udałyśmy się do wyjścia.  Gdy dziewczyn już nie było chłopak złapał mnie za nadgarstek i obrócił w swoją stronę.
-Polubiłem Cię Jesy. Może wybralibyśmy się dzisiaj o 16, bo wtedy kończę pracę na jakąś kawę?- zapytał się i spojrzał głęboko w moje oczy. Opuściłam wzrok speszona i zdzwiona.
-Też Cię polubiłam. Jasne, możemy się spotkać.- odparłam i na moich policzkach pojawił się wielki rumieniec.
-To świetnie. Do zobaczenia. Pięknie się rumienisz.- powiedział i szeroko się do mnie uśmiechnął ukazując rządek białych ząbków.
-To randka?- zapytałam się nieśmiało.
-Oczywiście.- odparł i pocałował mnie w policzek. Pożegnałam się jeszcze raz z chłopakiem i wyszłam. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że idę na randkę.


*oczami Perrie*
Wróciłam do domu w pewnym sensie szczęśliwa.  Lee nic nie jest, Jesy umówiła się na randkę z Justinem. Poszłam do pokoju i rzuciłam się zmęczona na łóżko. Rodziców nie było, tylko sama Kaitlin. Po chwili wparowała do mojego pokoju na co wrogo na nią spojrzałam.
-Sorry, że przerywam, ale kilka razy dzwonił do domu Zayn. Chciał z tobą gadać, mówił, że nie odbierasz telefonu. Zadzwoń do niego, daj mu szansę.- odezwała się i wyszła. Nawet nie zdążyłam jej nic odpowiedzieć. Ma rację, muszę do niego zadzwonić. Wstukałam jego numer w telefon i po dwóch sygnałach usłyszałam jego męski głos.
-Hej Perrie- odezwał się.
-Cześć Zayn. Przepraszam za to co wydarzyło się w szkole. Może spotkalibyśmy się za pół godziny w parku?- zapytałam się niepewnym głosem.
-Jasne. Jeżeli tylko tego chcesz to widzimy się przy Złotej Alejce. – odpowiedział
-Do zobaczenia.- odparłam i się rozłączyłam.
-Dobra decyzja z tym spotkaniem!- krzyknęła Kaitlin. Obróciłam się i zdałam sobie sprawę, że siedziała na moim łóżku.- Powinnaś się przebrać.- powiedziała i ruszyła do mojej garderoby. Pociągnęłam ją za rękę.
-Dokąd to? Siedź tutaj a ja czegoś poszukam- odparłam. Ruszyłam w kierunku drzwi do garderoby. Lekko się zawahałam przy otwieraniu. Może nie powinnam proponować tego spotkania?  Z drugiej strony dzięki Zaynowi zrozumiałam, że wygląd nie jest najważniejszy. Zmienię się. Będę dla wszystkich miła taka jak zawsze była Elena. O nie znowu o niej myślę.
-Nie umiesz otworzyć drzwi?- odezwała się Kaitlin. Odwróciłam się w jej stronę. Ta pokazała mi gestem jak otwiera się drzwi. W tej chwili jej dziękowałam. Za to, że oderwała mnie od myślenia o Elenie. Otworzyłam drzwi, weszłam do środka i zaczęłam  rozglądać się w poszukiwaniu jakiegoś odpowiedniego ubrania. Razem z Kaitlin błyskawicznie wybrałyśmy zestaw.
Włosy spięłam w wysokiego, niesfornego  koka, namalowałam na powiece cienką,  kreskę czarną kredką  a po drodze nałożyłam na usta błyszczyk. Już miałam wychodzić kiedy moja siostra mnie zatrzymała. Podeszła do mnie i z całej siły jaką miała w swoim malutkim ciałku kopnęła mnie w tyłek.
-Za co to?-zapytałam zdziwiona.
-Kopniak na szczęście. Chcesz jeszcze jednego?- odparła i wyszczerzyła się do mnie.
-Nie dzięki.- powiedziałam i wyszłam z domu.
-Powodzenia!- usłyszałam jej krzyk gdy szłam w kierunku samochodu. Jednak z każdym krokiem czułam, że to spotkanie to zła decyzja…

-------------------------------------
No hejka. Od razu przepraszam, że ten rozdział jest nudny, bo nie miałam na niego wgl pomysłu. Jesminda i Justin umówili się na randkę. No to się porobiło. A Pezza na spotkanie z Zaynem. TO NIE JEST RANDKA! od razu informuję: ZAYN I PERRIE NIE POSZLI NA RANDKĘ! może kiedyś pójdą :D
AAAA i informuję, że ta część zakończy się za 3 rozdziały, ale będzie 3 część tylko jeszcze nie ma zwiastunu ani nazwy. Założyłam także nowego bloga, link pojawi się za chwilę w kolejnym poście :D
Nie ma dowcipu bo mój mózg nie ma pomysłu ;/ Głupie ciele z niego
lolz
Hi..Hi..Hi.Hi.. 
HIPOPOTAM!
Dobra to było dziwne :D
A więc kolejny rozdział 28 grudnia ale najpierw 6 kom więc spinać tyłki i żyłki :D
żegnam! :)
CZYTASZ=KOMENTUJESZ!

poniedziałek, 23 grudnia 2013

LIAR Part.IX




*oczami Perrie*
Trzęsącymi rękami wykręciłam  numer na pogotowie. Tak cholernie bałam się o Leigh. Po dwóch sygnałach usłyszałam czysty, kobiecy głos.
-Witam. W czym mogę pomóc?- powiedziała.
-Dzień dobry. Nazywam się Perrie Edwards i moja przyjaciółka jest nieprzytomna. Musicie jak najszybciej przyjechać.
-Proszę się uspokoić i powiedzieć adres, pod który mamy przyjechać i czy pani koleżanka oddycha.- odezwała się kobieta i zaczęła w tle wzywać lekarzy do ambulansu.
-Oxford Street 1. Oddycha ale pośpieszcie się, bo nie wiemy co jej jest.- krzyknęłam do słuchawki i się rozłączyłam.
Nie minęło 10 minut a do drzwi zadzwonili lekarze. Jesy pobiegła aby otworzyć. Dwóch facetów w czerwonych kombinezach położyło Lee na noszach i zabrało ją do karetki. Nie zastanawiałyśmy się ani chwili dłużej i wsiadłyśmy do samochodu Jesy. Pędziłyśmy za karetką aż w końcu dojechałyśmy do najbliższego szpitala. Zanim jeszcze Jess zatrzymała auto my z Jade biegłyśmy już w kierunku wejścia do szpitala. Zatrzymała nas jakaś nadęta pielęgniarka.
-A dokąd to tak panie biegną? To jest szpital a nie plac zabaw.- powiedziała i zilustrowała nas wzrokiem od góry do dołu.
-Słuchaj no babo. Nasza przyjaciółka trafiła właśnie do szpitala i chcemy wiedzieć co jej jest. Więc z łaski swojej odwal się.- odezwała się Jadey i wyminęła to wstrętne babsko. Nie traciłam czasu i pobiegłam za nią.
-Ale jej powiedziałaś- krzyknęłam do niej kiedy pędziłyśmy przed siebie.
-Będzie się tu mnie czepiać jakaś jędza. Niech spierdala. – odparła.
Nagle poczułyśmy jak na kogoś wpadamy. Na sto procent był to mężczyzna. Popatrzyłyśmy z Jade w górę i ujrzałyśmy młodego lekarza.
-Coś się stało? Gdzie tak panie pędzą?-zapytał się. Przynajmniej był miły. No i oczywiście ładny. Boże Perold o czym ty teraz myślisz?
-Nasza przyjaciółka trafiła tutaj do szpitala. Niech pan nam powie gdzie ona jest- odpowiedziałam łamiącym się głosem. Wtem obok nas znalazła się Jesy.  Uśmiechnęła się do lekarza.
-Spokojnie. Jak ona się nazywa?- odparł. Był tak cholernie spokojny. Przecież to moja przyjaciółka a ten jakby nic się nie stało.
-Leigh-Anne Pinnock- powiedziała Jadey.
-Więc tak: obecnie jest ona pod obserwacją. Musimy zrobić badania żeby dowiedzieć się co jej jest.- odparł.
-Możemy ją zobaczyć?- rzuciła nieśmiało Jesy. Ten lekarz ją onieśmielał. Naprawdę onieśmielał. Kto by pomyślał.
-Oczywiście. Jeżeli miałyby panie jakieś pytania to zapraszam do mojego gabinetu. Jestem dr. Justin Bieber i mój gabinet znajduje się pod czwórką.- uśmiechnął się i nas wyminął. Jezu jaki genialny uśmiech.
-Chodźmy do niej!-jako pierwsza otrząsnęła się Jade. Widać, że jej nie kręcił. Dla niej istnieje tylko ten Harry. Ehh. Jak ja i Jesy mamy się ogarnąć gdy zobaczyłyśmy tak cudownego faceta?


*oczami Leigh-Anne*
Obudziłam się w jakimś białym pomieszczeniu. Nie wiedziałam gdzie jestem. Stała nade mną jakaś kobieta i robiła coś nad moją głową. Strasznie bolała mnie głowa. Podniosłam rękę i ujrzałam wbity w nią wenflon.
-Witam  panno Leigh. Jak się pani czuje?- odezwała się kobieta i promiennie się do mnie uśmiechnęła.
-Głowa mnie strasznie boli. Gdzie ja jestem?- zapytałam ochrypłym głosem i zaczęłam rozglądać się po pomieszczeniu.
-W szpitalu. Pani przyjaciółki czekają na korytarzu. Chce je pani zobaczyć?- odparła i zaczęła wszczykiwać mi jakieś paskudztwo. Jego działanie poczułam w żyle. Uhhh, ohyda.
-Tak. Oczywiście, proszę je wpuścić.- powiedziałam a pielęgniarka natychmiast wykonała moją prośbę.
-Moja kochana! Jak się czujesz?- pierwsza wparowała Jadey i usiadła na szpitalnym krzesełku. Za nią weszła Pezz z Jesy.
-Głowa mi pęka. Co się stało? Pamiętam tylko co powiedziała Perrie o Joshu a później obudziłam się tutaj.- powiedziałam zachrypniętym głosem.
-Miałaś wypadek pamiętasz? Później pojechałyśmy do mnie i zaczęłyśmy opowiadać co przed sobą ukrywamy. Kiedy przyszła twoja kolej ty nic nie powiedziałaś. Przestraszyłyśmy się i zadzwoniłyśmy po karetkę.- opowiedziała mi wszystko Perrie.
-Witam panią panno Leigh-Anne! Jak się pani czuje?- do pokoju wkroczył niesamowicie przystojny lekarz.
-Proszę mówić do mnie Lee- odparłam i uśmiechnęłam się do chłopaka.
-Dobrze w takim razie jak się czujesz Lee?- zapytał i zaczął analizować moją kartę.
-Niech mi pan da coś na ból głowy.- odparłam cicho.
-Nie dziwię się. Mocno uderzyłaś się w głowę.- powiedział i ponownie się uśmiechnął. Jezu, jaki śliczny. Ogar Lee! Masz kurwa chłopaka!
-Gdzie jest moja córka?- usłyszałyśmy na korytarzu głos mojej mamy i po chwili zobaczyłam ją w drzwiach.- Leigh! Kochanie! Nic ci nie jest?
-Wszystko dobrze. Nie martw się mamo.- odparłam i odgoniłam ją od pocałowania mnie w czoło.
-Pani jest mamą tak?- powiedział chwila, chwila dr. Bieber.  Moja rodzicielka tylko przytaknęła.- W takim razie zapraszam panią do mojego gabinetu na rozmowę.
-My też możemy?- zapytała się Jesy nieśmiało.
-Oczywiście. Jeżeli tylko Lee na to pozwoli to zapraszam za mną.- powiedział i szeroko się do niej uśmiechnął. Ja tylko przytaknęłam głową i już po chwili zostałam sama w pomieszczeniu…

-----------------------------------------------
Eloszki! Rozdział pojawił się kilka dni później dlatego, że dopiero dzisiaj pojawił się 6 kom -,- 
Mam nadzieję, że pod tym rozdziałem kom pojawią się szybciej. WESOŁYCH ŚWIĄT WAM ŻYCZĘ!!! Spotkamy się 26 grudnia bo wtedy pojawi się kolejny rozdział, ale najpierw musi być 6 kom więc spinać tyłki bo jak nie to nie będzie :D
Wchodzi Jasio do windy. Pan, który jest w windzie pyta się go:
-Na 2?
-Piotrek.
lolz
AAAAAAAAA Justinek *.* Justinek *.* Justinek *.* w moim fanfiction <33333
Dobra ogar!
ogar! 
JUSTINEK!!!! <3333
ku*wa ogar! 
no dobra!
nie ma to jak gadać sam ze sobą :)
żegnam! :)
CZYTASZ=KOMENTUJESZ!