środa, 12 listopada 2014

Crazy in love Part.VII



*oczami Justina*
Zayn jechał cholernie szybko do tych magazynów a mimo to wydawało mi się jakbyśmy się wlekli jak stare dziadki. Adrenalina, która buzowała mi w żyłach powodowała, że miałem ochotę komuś zajebać. W sumie to zrobię, kiedy tylko tam wpadnę i zobaczę tych pojebusów, którzy  podnieśli ręce na dziewczyny.
-Długo jeszcze?- krzyknęła z tyłu Jesy. Nawet nie wiem po co ona i Lee jechały z nami, przecież w niczym nam tam nie pomogą a jeszcze coś im się może stać.
-Zaraz będziemy. Chłopaki wymyślcie strategię.- odparł Zayn.
-To może ja powiem. A więc ja proponuję aby dwójka z nas poszła od jednego wejścia a dwójka od drugiego. Dajmy na to Zayn i Harry od przodu, Liam i Lou od tyłu. Ja i Justin wbijamy do drugiego magazynu ale wcześniej osłaniamy całą czwórkę. Dziewczyny zostają w samochodzie i są gotowe na to, że jak wybiegniemy z Jade, El i Pezz to od razu odjeżdżamy.- powiedział Niall.
-Wszystkim pasuje?- odezwałem się.
-To będzie naprawdę ciężka akcja..- odezwała się Lee.
-Dobra koniec gadania, wjeżdżamy właśnie na teren magazynów. Jesteście gotowi? Działamy według plany Nialla.- rzucił Zayn po czym zaparkował auto w krzakach. Wszyscy wyszliśmy i udaliśmy się pozycje. Boże, żeby tylko nie było za późno..

*oczami Jade*
-O proszę, jaką bandę nam przywiało..- odezwał się jeden z tych mięśniaków ukazując złotego zęba. Byli tacy obleśni, jeszcze traktowali naszą trójkę jak przedmioty. Nawet nie wiem gdzie są teraz El i Perrie. Siedziałam przywiązana sznurami do krzesła a z mojej nogi leciała krew od kilkunastu minut. Już poznałam ich system ranienia. Najpierw robili ogromną ranę żeby poleciało dużo krwi a później zostawiali i musiałaś siedzieć i powoli się wykrwawiać i uciskali to dopiero wtedy gdy widać było, że życie w tobie gaśnie. To podłe.
-O co chodzi?- zapytałam niepewnie.
-Przyjechała armia przyjebów żeby was uratować. James idź zawiadom szefa, zapowiada się ciekawa zabawa.- powiedział i zaczął się śmiać. Podszedł do mnie i wziął moją twarz w dłonie. Bałam się, że znowu coś mi zrobi. Wsunął swój obślizgły język do mojej buzi a ja zaczęłam się wyrywać. Jednak to, że ja cierpię sprawiało mu przyjemność.
Po chwili usłyszałam dźwięk wywarzanych drzwi i moim oczom ukazał się, o mój Boże.. Harry.
-Spierdalaj z tymi łapami nygusie od niej bo nie ręczę za siebie!- krzyknął.
-Oj chłopaczku, chłopaczku a co ty możesz mi zrobić hm?-  odparł łysy śmiejąc się  wniebogłosy.
-Wypuść ją, ona nie jest ci do niczego potrzebna!- dodał Liam, który nie wiadomo skąd się tam pojawił.
-Jak to nie? Wiecie jak zajebiście się ją pieprzy?- warknął a w moich oczach pojawiły się łzy. I właśnie wtedy Harry nie wytrzymał. Wyciągnął z tylnej kieszeni pistolet i jednym ruchem postrzelił tego mięśniaka. Ten upadł na ziemię a Liam wraz z moich chłopakiem czym prędzej podbiegli do mnie i zaczęli rozwiązywać sznury.
-Moja biedna myszka, Jade przepraszam za wszystko.- mówił Harry.
-Nie twoja wina, ej- szybko wtrąciłam się w jego wypowiedź.
-Jade, gdzie jest reszta?- zapytał Liam.
-Eleanor kilka pomieszczeń dalej z innymi typami i Louis powinien z łatwością ją znaleźć.- odpowiedziałam.
-Gdzie jest kurwa Perrie?!- do pokoju wparował niesamowicie wkurwiony Zayn.
-Jak to? Nie ma jej tu?- zdziwił się Liam.
-Josh, Adriana i kilku innych typów wiedzieli, że tu przybędziecie więc ulotnili się stąd kilka godzin temu. Perrie tu nie ma..- odpowiedziałam smutno..
_______________________________________________
Nie wiem od czego mam zacząć...
Tak bardzo się cieszę, że wróciłam. Kocham tego bloga, jest moim pierwszym i nigdy o nim nie zapomniałam dlatego powróciłam, trochę dużo czasu minęło ale jestem wzruszona nooo. W tym rozdziale podoba mi się po prostu wszystko, nie umiem wyszukiwać jakichś błędów czy coś gdy jestem taka szczęśliwa...
Jak się podoba rozdział? Jakieś pytania?
Wszystkie pomysły na to opowiadanie wróciły a nawet jest ich więcej i na pewno pojawi się kolejna część!!
Następny rozdział wkrótce :))
Buziak :*
Karo <3