*oczami Perrie*
Pewnym krokiem szłyśmy w kierunku Harry’ego gadającego z
jakąś blondi niedaleko wyjścia ze szkoły. Umówiłyśmy się, że nie cofniemy się
przed niczym. Wszystko dla dobra i szczęścia Jade.
-A teraz panią żegnamy- powiedziałam i skierowałam dziewczyną
do wyjścia. Protestowała ale miałam to głęboko w dupie.
-O co wam chodzi?- odezwał się Harry.
-Oto, jak potraktowałeś Jade. Wiesz jak ona się teraz
czuje? Bardzo łatwo ją zranić a ty to
zrobiłeś!- krzyknęłam i ledwo się powstrzymałam, żeby nie przyłożyć mu w tą
piękną twarzyczkę. Chwila, chwila co? Jaką piękną? Teraz to ja go mam
nienawidzić! Ale rzeczywiście był ładny. Przestań! Masz Zayna! Coooo? Nie no
Perold, teraz to twoja podświadomość dojebała. Jaki Zayn? Nie!
-Ty podstępny gnoju!-krzyknęła Jesy i spoliczkowała go. Wow,
ostro. Jessminda się wyrobiła.
-Dacie mi coś powiedzieć? Czy tylko będziecie mnie bić- i tu
spojrzał na Jesy- oraz krzyczeć-wzrok na mnie.
-Gadaj!-warknęła Jess. Jezu, boję się jej.
-Jade zachowywała się chamsko do mnie gdy ty Perrie byłaś w
pobliżu.-powiedział.
-To nie jest powód, żeby tak ją traktować? Wiesz jak ona
cierpi? Kocha cię. Rozumiesz kocha!- odparłam dużo spokojniej niż Jesy.
-Też ją kocham.- odezwał się po chwili.
-To do cholery idź i jej to powiedz!-krzyknęła Jesy. Chłopak powiedział,
że zaprosi Jadey na kolację i wszystko sobie wyjaśnią, po czym zniknął.
-Ostra byłaś.- uśmiechnęłam się do Jesy, gdy szłyśmy na dwór
trzymając się za ręce jak prawdziwe przyjaciółki.
-Dzięki. Wkurzyłam się na tego loczka.-odparła i razem
śmiejąc się poszłyśmy poszukać Jade.
Gdy wróciłam do domu zostałam powitana krzykami. Rodzice się
kłócili. To do niech nie podobne. Na palcach udałam się na górę, żeby im nie
przeszkadzać jednak zostałam zawołana przez ojca. To nie było raczej zawołanie,
tylko warknięcie mojego imienia. Weszłam do kuchni i zobaczyłam Kaitlin
płaczącą na kanapie i poddenerwowanych rodziców.
-Coś się stało?-zapytałam się zaciekawiona.
-Tak stało się.- warknął ojciec.
-Mogę wiedzieć co? Czemu ona płacze?-wskazałam na Kaitlin.
-Przekroczyłaś limit kart kredytowych o 500 funtów na każdej
rozumiesz? Wiesz ile to jest?- krzyknął ojciec. Mama była chyba przestraszona
jego wybuchami bo nic nie mówiła.
-Ale co to ma do Kaitlin?- ponowiłam pytanie.
-Ona przekroczyła limit na telefonie o 300 funtów.-
powiedziała cicho mama.
-I to jest powód, żeby krzyczeć na mnie i doprowadzać ją do
płaczu?-zapytałam wściekła.
-Tak. Bo gdyby w jej życiu nie pojawiła się Ashley a w twoim
Elena byłybyście normalnymi córkami!- krzyknął wściekły. Wtem do akcji włączyła
się moja siostra.
-Nie obwiniaj Ashley! Nienawidzę cię!-krzyknęła i zapłakana
pobiegła na górę.
-Jak śmiesz? Jak śmiesz mówić, że to przez Elenę zaczęłam
tyle wydawać? Ona nie żyje! Należy się jej szacunek! Została zamordowana to nie
był jej wybór. I wiesz co? Kaitlin miała w czymś rację. Nienawidzę cię! A ty
nic nie powiesz?- zwróciłam się do mamy.
-Ojciec ma rację.- powiedziała.
-To teraz nienawidzę was obu!- krzyknęłam i czym prędzej
pobiegłam do pokoju. Zamknęłam drzwi i od razu zaczęłam płakać. Zobaczyłam moją
siostrę na balkonie, która bardzo głośno szlochała. Wtem o czymś sobie
przypomniałam. Przecież mam mieszkanie po babci! Należy do mnie i tylko ja mam
klucze. Przecież nie mogę tutaj zostać.
-Czy ty też masz ochotę uciec z domu?-odezwała się Kaitlin i
weszła z powrotem do mojego pokoju.
-Ja właśnie to robię.- powiedziałam i zaczęłam pakować
najpotrzebniejsze rzeczy. Mieszkanie było już urządzone według mojego pomysłu,
były już tam ubrania, rzeczy nawet jedzenie. Było gotowe do mieszkania w nim od
zaraz. Miałam przeprowadzić się tam na 18 urodziny.
-Gdzie chcesz pójść?-zapytała zdziwiona.
-Mieszkanie po babci. Rodzice kompletnie o nim zapomnieli. Jest
moje, mam klucze. Tam pojadę.- odpowiedziałam i zamykałam swoją torbę.
-Zabierz mnie ze sobą!- popatrzyłam mi głęboko w
oczy.-Proszę!- uklękła przede mną i zaczęła błagać. Zastanawiałam się chwilę.
-Dobra. Idź spakuj najpotrzebniejsze rzeczy. Masz najwyżej 10
minut.- odparłam. Młoda mi podziękowała i pognała prędko do swojego pokoju.
Punktualnie po 10 minutach weszła do mnie.
-Jestem gotowa. Mam wszystko. – odezwała się.
-Dobrze. Idziemy, ale masz być cicho, żeby nas nie
przyłapali.- odparłam i ruszyłam do schodów. Wyjście nie sprawiło nam żadnych
problemów. Rodziców nie było na dole. Wsiadłyśmy do mojego auta i jak
najszybciej odjechałyśmy z czegoś co kiedyś nazywałam domem z cudownymi
rodzicami…
*oczami Jesy*
Czekałam ubrana w piękną, małą czarną w restauracji na
Justina. Zobaczyłam jego cudną twarz kilka minut później. Aż zarumieniłam się z
wrażenia.
-Cześć Jesy.- powiedział i uśmiechnął się do mnie.
-Cześć Jus.- wstałam i zostałam obdarowana długim i namiętnym
buziakiem w moje czerwone usta. To już nasza druga randka.
-Proponuję, żebyśmy przeszli się po parku. Będzie romantyczniej
niż w restauracji. Co ty na to?-zapytał po chwili.
-Jasne. Też tak myślę.-odpowiedziałam i razem z chłopakiem
wyszliśmy z budynku. Spacerowaliśmy uliczkami co jakiś czas skradając sobie
pocałunki. Rzeczywiście było bardzo romantycznie.
-Może usiądziemy?- odezwał się po chwili Justin, na co
chętnie się zgodziłam.
-Cieszę się, że cię poznałem.- powiedział po bardzo długiej
chwili.
-Ja też. Bardzo. Wypuściliście już Lee?-zapytałam.
-Tak, ale ordynator wezwał mamę a nie was.- odpowiedział. –Ale
nie gadajmy o pracy.- powiedział i
przysunął się do mnie. Zbliżył swoje usta do moich i najpierw delikatnie zaczął
je całować. Jednak z każdą sekundą stawał się bardziej nachalny. W końcu zaczął
pchać się na mnie, w efekcie czego musiałam położyć się na ławce. Nie odrywając
ust od moich zaczął podciągać moją sukienkę do góry. Byłam przestraszona. Nie chciałam
tego robić z nim na drugiej randce w dodatku w parku. Zaczęłam się wyrywać i
krzyczeć. Jednak jego pocałunki mnie uciszały. Wtem przyszło do mnie zbawienie.
-Nie słyszałeś co do ciebie powiedziała? Puść ją!-warknął
Liam i odciągnął Justina ode mnie. Przywalił mu z całej siły w nos, aż ten
upadł. Byłam roztrzęsiona. Liam otulił mnie swoją kurtką i zaprowadził do
swojego samochodu. Nie wiem czemu Justin to zrobił, ale byłam pewna jednego. Dalej
kocham Liama…
_________________________
Eloszki wam! Jak reakszyn? Ha! Nie spodziewaliście się czegoś takiego! hyhy xD
Rozmawiają owoce egzotyczne:
-Jestem kiwi, co każdego ożywi!
-Jestem cytryna, lubi mnie cała rodzina!
-Jestem marakuja i...ten teges... nooo... nie wiem co powiedzieć
-Jestem marakuja i...ten teges... nooo... nie wiem co powiedzieć
lolz :D
INFO! TO JEST PRZEDOSTATNI ROZDZIAŁ 2 CZĘŚCI DREAMS!!! TAK,TAK BĘDĘ PISAĆ 3 CZĘŚĆ! :)
Ostatni rozdział pojawi się w środę wieczorem albo w czwartek! Liczę na 6 kom :)
Żegnam!
CZYTASZ=KOMENTUJESZ!