Na początku wyjaśnienie. W pierwszym akapicie macie coś co przeczytacie również na końcu rozdziału. Przedstawiłam wam najpierw niezrozumiały fragment aby potem wyjaśnić co się wydarzyło i dlaczego. Mam nadzieję, że rozumiecie o co mi chodzi.
*oczami
Jade*
~miesiąc
później~
‘’Spoglądam na
jej ciało podłączone do respiratora. Wylewam łzę za łzą. Nie wierzę, że to się
stało. Wszystko wróciło. Miało być pięknie. Obok mnie stoją moje przyjaciółki i
Harry. Wszyscy patrzymy na walczącą o życie dziewczynę. Nie tylko o swoje ale
także o dziecka. Jeżeli to w ogóle możliwe…’’
~kilka dni
wcześniej~
Nie wierzyłam
własnym oczom patrząc na uśmiechniętą Perrie. Co prawda, nie była to ta Edwards, którą znam ale wszystko
do tego zmierzało. Wychodziła na spacery, do sklepu, dbała o siebie. Wciąż jednak
mało spała, płakała i chodziła w ubraniach Zayna. Teraz jednak nie żyła już
tylko dla siebie, ale także dla Malika i ich dziecka.
Wydaje mi
się, że uświadomiła sobie, że rok to wcale nie dużo. Że kiedy Zayn wyjdzie z
więzienia ich dziecko będzie miało tylko pół roku. Niczego nieświadomy bobas.
-Pezz,
idziemy do parku?- zapytałam przyjaciółkę będąc u niej. Mimo tego, że jej stan
się poprawił, ciągle nad nią czuwaliśmy.
Wiedzieliśmy,
że każde słowo, każdy czyn może jej przypomnieć o cierpieniu związanym z
brakiem Zayna. A wówczas znów zaczęłaby się ciąć. Żyłaby w depresji, z której
cudem ją wyciągnęliśmy.
-Jasne, że
możemy iść. Spacer w siódmym miesiącu ciąży dobrze mi zrobi.- i znowu na jej
przepięknej twarzyczce pojawił się niewinny uśmiech.
~~
-Czemu wciąż
nie chcesz powiedzieć nam wszystkim czy to chłopak czy dziewczynka?- zapytałam kiedy
usiadłyśmy na ławce.
-Chcę wam
zrobić niespodziankę.- odpowiedziała i napiła się rozgrzewającej herbaty.
Jej brzuch
dość mocno już odstawał. Sam fakt posiadania dziecka jeszcze do niedawna był
dla mnie szokiem. Planowałam powiększenie rodziny dopiero po studiach. Jednak opiekując
się moją przyjaciółką poczułam coś cudownego. I już nie mogłam się doczekać
kiedy dziecko pojawi się na świecie.
~~
-Perrie, tak
bardzo cię przepraszam.- biegłam zapłakana za ratownikami.
Wieźli moją
przyjaciółkę na noszach, zakrwawioną do najbliższego szpitala.
Poszłam do
budki z ciastkami kupić mojej przyjaciółce coś do przegryzienia. Załapałam się
jednak na kolejkę. Kiedy wróciłam, Perrie leżała zakrwawiona na ławce a nad nią
stał… Josh. Podbiegłam tam ile sił w nogach.
-Nie radzę
ci podchodzić bo przestrzelę jej łeb.- warknął. Wiedziałam wówczas, że już jej
coś zrobił.
-To ciebie
powinni zamknąć w pierdlu!- warknęłam. W kieszeni po omacku wystukiwałam numer
alarmowy.
-Mówiłem, że
to ja dokonuję ostatniej zemsty.- zaśmiał się po czym uciekł.
Nie obchodziło
mnie, że zwiał. Czym prędzej zadzwoniłam po karetkę.
~~
Postrzelił ją.
Postrzelił kobietę w ciąży. Spoglądam na jej ciało podłączone do respiratora.
Wylewam łzę za łzą. Nie wierzę, że to się stało. Wszystko wróciło. Miało być
pięknie. Obok mnie stoją moje przyjaciółki i Harry. Wszyscy patrzymy na
walczącą o życie dziewczynę. Nie tylko o swoje ale także o dziecka. Jeżeli to w
ogóle możliwe…
_________________________________
Hejka <3
Rozdział krótki bo naprawdę strasznie źle się czuję :(
Tego to chyba nikt się nie spodziewał co nie?
Ale wspominałam, że Josh jeszcze namiesza
Btw, planowałam powrót Zayna w piątym rozdziale ale zmieniłam decyzję i powróci później, pomęczę jeszcze was samotną Perrie :D
Pytania/ uwagi w komentarzach
Kolejny rozdział w przyszłym tygodniu
Karo <3