*oczami
Perrie*
Wpatrywałam
się w te dwie tak znajome mi twarze. Jak oni mogli? Kochałam Josha a on był w
stanie mnie porwać i więzić w dodatku kiedy jestem w ciąży.
-Witaj
Perrie.- szepnął Josh i pogładził mnie wierzchem dłoni po policzku. Obrzydzona
odwróciłam głowę. Chłopak tylko się zaśmiał i zabrał krzesło stojące niedaleko.
Usiadł na nim okrakiem i tylko się we mnie wpatrywał. Do naszej dwójki ruszyła
Adriana z biczem w ręce. O mój Boże, co oni chcą mi zrobić?
-Ty
szmato..- szepnęłam do brunetki kiedy ta zaczęła rozbierać mnie do bielizny.
-No więc
Perrie, odpowiesz nam na kilka pytań a potem zastanowimy się co z tobą zrobić.-
rzucił Josh i ponownie mnie dotknął.
-Po moim
trupie…-warknęłam. Wtedy stojąca za mną Adriana przywaliła mi biczem w plecy.
Palący ból przeszył moje ciało. Byłam pewna, że został po tym uderzeniu wielki,
czerwony ślad.
-Wiesz co
Perrie, kochałem cię a ty tak perfidnie ze mną zerwałaś…- co on opowiada?
Przecież to wszystko jego wina. Skinął głową do Adriany i ta ponownie
przyłożyła skórzanym biczem w moje delikatne plecy. Czułam palące w oczy łzy,
które chcą wydostać się na powierzchnię.
-Ty mnie
kochałeś? Nie bądź śmieszny.. To ty mnie zdradzałeś.- warknęłam.
-A myślisz,
że dlaczego to robiłem? To czego najbardziej potrzebowałem nie mogłem dostać od
ciebie. No i szukałem sobie innych.- powiedział a ja od razu domyśliłam się o
co mu chodzi.
-Po cholerę
mnie tu trzymasz?- zapytałam wściekła za co dostałam po plecach.
-Chcę zemsty
skarbie. Słodkiej zemsty.- rzucił i wyjął z kieszeni jakąś strzykawkę. Mój
strach rósł z każdą sekundą. Wbił strzykawkę w moją szyję a cały otaczający
mnie świat zaczął wirować…
*oczami
Jesy*
Od
zaginięcia Jade i Eleanor minęły dwa tygodnie a Perrie kilka dni. Tak bardzo
chciałam je odnaleźć. Za każdym razem kiedy wpadaliśmy na jakiś trop okazywał
się zły albo prowadził do niczego. Z rosnącym bólem patrzyłam jak Zayn, Harry i
Louis cierpią. Żadnego znaku życia od dziewczyn. Coraz częściej przychodziło mi
na myśl, że może one już po prostu nie żyją…
-Jesy.. Ja
już nie mam siły.- rzuciła załamana Lee. Ja też jej nie miałam. Tak bardzo za
nimi tęskniłam. Siedziałyśmy u Zayna razem z Harry’m, Niallem, Liamem, Louisem
i Justinem. Mimo, że chłopcy nienawidzili Biebera wiedzieli, że ona również
martwi się o dziewczyny. Szczególnie o Perrie. Perrie w ciąży.
-Pomyślmy
gdzie jeszcze mogą być.- rzucił łamiącym się głosem Harry. On, Zayn i Louis
jako jedyni nie tracili jeszcze nadziei na znalezienie dziewczyn. Reszta powoli
i z wielkim cierpieniem godziła się z tym, że one mogą już po prostu nie żyć
albo nigdy do nich nie wrócić. Spojrzałam na mapę Londynu i zaczęłam analizować
miejsca, których mogliby się ukrywać
porywacze.
-A
sprawdziliśmy te magazyny?- zapytała Lee i wskazała na mapę. Wszyscy tylko
niechętnie pokiwali głowami. Analizowałam krok po kroku tą pieprzoną mapę i
miałam nadzieję, że może jest takie miejsce, którego jeszcze nie sprawdziliśmy.
-Ej,
chłopaki a co z tym?- zapytałam i pokazałam palcem na opuszczone magazyny na
obrzeżach Londynu.
-Tego nie
sprawdziliśmy.- rzucił Louis z nadzieją w głosie. Błagam, żeby to było to.
Kiedy zaczęliśmy się zbierać nagle zadzwonił telefon. Popatrzeliśmy wszyscy na
siebie po czym do kuchni ruszył Justin. Nie było go chwilę ale kiedy wrócił do
salonu wiedziałam, że stało się coś strasznego. Usiadł na kanapie i schował twarz
w dłoniach a po chwili usłyszałam ogromny szloch.
-Justin, co
się stało?- zapytał niepewnie Zayn.
-Dzwonili z
kostnicy…Perrie nie żyje.- odpowiedział a wszyscy tylko popatrzeli na siebie
zdziwieni. O mój Boże, tylko nie to…
________________________________________
TAAADAAAM! EJ CO BYŚCIE POWIEDZIELI JAKBYM WAM POWIEDZIAŁA, ŻE TO KONIEC DREAMS??
na szczęście to nie koniec, bo musimy się dowiedzieć kto zabił Perrie itp, no ale wasze reakcje napiszcie w kom xD także kolejny rozdział pojawi się jakoś tak podczas to ogromnie długie wolne xD
6KOM=NEXT XD
CZYTASZ=KOMENTUJESZ! :)